Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TeczowaMagia z miasteczka Strzelce Opolskie . Mam przejechane 34097.32 kilometrów w tym 94.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy TeczowaMagia.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2013

Dystans całkowity:285.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:23.75 km
Więcej statystyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

U-ziemiOna.

Środa, 27 lutego 2013 · dodano: 27.02.2013 | Komentarze 0

Maleństwo w SPA :)
..do soboty :(
EFEKT jest


Kategoria ..inne


  • DST 25.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie..

Piątek, 22 lutego 2013 · dodano: 22.02.2013 | Komentarze 2

jest aż tak źle.. jezdnia czarna "sucha"
- na ścieżkach zaspy :) cóż - da się przejechać ;)
Ranek okrutny..

Wieczorem już ciepło ;)..na Masę się wybierze.
Wybrała..

Nie przewidziała tylko..pizgającego śniegu po oczach..
dawał się we znaki,ale zawsze mogło być gorzej :]
Rikszarza - lubi! - Mistrzowska Nieustępliwość :)-->

Dogonili MASĘ...
Obstawa Policyjna się spisała - jak nigdy.. mogliby zawsze Ci sami Panowie przyjeżdżać..fachowo.
Muzycznie--> z serii zasłyszana męczynuta to nic nie znaczy


Kategoria MasaKrytyczna, praca


Morderstwo..

Środa, 20 lutego 2013 · dodano: 20.02.2013 | Komentarze 2

Mam zlecenie...
Dla bystrego, niezwykle przebiegłego zabijaki coś jak Lobo..
NA ZLIKWIDOWANIE....
ciii..--> zaszyfrowane dane
Płacę gotówką.


Kategoria ..inne


  • DST 25.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

U dentysty..

Poniedziałek, 18 lutego 2013 · dodano: 18.02.2013 | Komentarze 0

:(

Lubię swojego dentystę - :]
Już nie wracała w ciemnościach - lampka- super!
Nie!
nie boi się prognoz pogody - będzie ciepło...

..w piątek-->


Kategoria praca


  • DST 12.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po..

Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 17.02.2013 | Komentarze 0

suwenira do Paczkomatu :)
Już w ciemności podróżować nie będzie.


Z serii: - WCIĄGAJĄCY- "Idę, będąc nieco gruby" wywiad Doroty Wodeckiej z.....

---------------------------------------------------------------------------------
(2009)
---------------------------------------------------------------------------------

Dorota Wodecka
: Ale ma pan tu trawę!

Andrzej Stasiuk: Że niby zapuszczone obejście? Przestało mi się chcieć kosić w tym roku. Bo widzę, że wszyscy faceci na kuli ziemskiej odpalają kosiarki i koszą tę trawę po to, żeby ona była krótka jak w Austrii. W przyszłym roku kupię sobie dwie owce. Owce w odróżnieniu od kóz nie niszczą krzewów, tylko strzygą trawę. A jesienią po prostu je zjem, bo lubię baraninę. I tak co roku. Mam taką ideę powrotu - będę miał kosiarkę owczą i będę ją zjadał jesienią.

A z sąsiadami jak pan żyje?

- Mamy wokół 17 hektarów, więc nie mamy sąsiadów. Ale we wsi to za wiejskiego matołka mnie mają. Co to nie sieje i nie zbiera, tylko książki pisze. Niepotrzebne rzeczy robi. Wyzwalam raczej czułość, może politowanie niż jakieś gorsze uczucia. Tak sobie wyobrażam. Nigdy mnie to zresztą nie interesowało specjalnie.

Jest pan już stąd?

- Nie.

To skąd?

- Znikąd. Z przeszłości. Ze wszystkich jej składników. Ze wsi, podróży, rodziny, ludzi, kobiet. Nie jestem z miejsca. Tutaj tylko mieszkam, świat zza kuchennego stołu oglądam. Ale nie ukrywam swojej wielkiej, młodzieńczej miłości do tych stron.

A co znaczy, że jest pan wieśniakiem?

- Myślę poprzez wieś. Widzę poprzez wieś. Przez ten pejzaż. Miasto mi się wydaje w Polsce czymś umownym, wtórnym. Takim parkiem tematycznym pt. "Cywilizacja Europy Zachodniej". Nie mogę się pozbyć tego wrażenia. Z wyjątkiem Przemyśla, gdzie czas roztapia się i miesza ze światłem. Ostatnio wsiadłem w samochód i pojechałem tam. Myślałem o Schulzu. W tym świetle, w złuszczeniu murów, w meandrujących uliczkach jakby żywcem wlała się jego proza i tam zastygła.

Mówią w okolicy, że do ludzi to pan nie jest.

- Nie jestem fanem spotykania ludzi, nie czuję takiego zobowiązania. Filozofia spotkania nigdy do mnie nie przemawiała. Czasami przez tygodnie nie spotykam nikogo poza Moniką i Tośką.

Nie na darmo wyprowadziłem się tutaj. To nie jest fiu-bździu, że sobie chciałem pokowboić w Bieszczadach, tylko potrzebowałem samotności, żeby nie być rozpraszanym. Prawdziwa wolność jest samotnością. Bez poglądów, bez niczego. Pustka. I definiujesz swoją samotność wobec świata, wobec śmierci.

Ja to lubię, tak jak niektórzy spełniają się w nieustannym kontakcie, w życiu w centrum, w rozmowie. Rozumiem ich, ale wolę spotykać myśl drugiego człowieka w jego dziele niż osobiście, że się tak wyrażę. Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze.

Ale pani tu o miłości przyjechała rozmawiać. I o kobietach. Ja nie wiem, czy jestem dobrym rozmówcą. Co to za facet?! 20 lat z jedną żoną, nie zdradza, nie pije tyle co kiedyś, nie ucieka z domu.

Przyznaję, dla niektórych dość niepopularne.

- Na ogół rzeczy popularne są do dupy. Z wyjątkiem samochodów.

Skąd pan wiedział, że ona jest tą właśnie?

- Tego się nigdy nie wie. To się okazuje. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ja mam duży niedowład autorefleksji, ale też nie spędza mi on snu z powiek.

Samotnik może dać szczęście kobiecie?

- Nie wiem. Jej trzeba pytać.

Nie wie pan, czy kobieta, z którą pan jest od 20 lat, jest szczęśliwa?!

- No, czasami mówi, że mnie kocha (śmiech). I uśmiecha się do mnie.

A pan też jej to mówi?

- Nie za często. Nie lubię ostentacji. Uczucia są po to, żeby je przeżywać, a nie gadać o nich.
Ale bardzo dużo rozmawiamy, choć kiedy milkniemy na pół godziny, Monika uważa, że rozmawiamy za mało. Z przerażeniem patrzę na ludzi, którzy żyją razem i nudzą się, i nie rozmawiają ze sobą całymi latami.
My z ulgą wracamy do swego towarzystwa, kiedy się gdzieś wynudzimy. Ani sekundy w życiu nie nudziłem się z Moniką. Jest we mnie ciekawość jej myśli, tego, co powie, ciekawość jej uczuć, jej życia. Jak gdzieś jadę i jej nie ma obok w samochodzie, to się czuję niepełny. Nie mam komu powiedzieć o tym, jak jest, co widzę. Bez niej jestem jak czegoś ćwierć albo pół.

Wszędzie razem w podróż?

- Zawsze! Pani myśli, że ja bym do Albanii pojechał? Ja?! Po co?! To ona to wymyśliła!

A pan podjął wyzwanie, by jej zaimponować?

- Prawie wszystko, co robię w życiu, robię ze świadomością, że ona będzie miała z tym kontakt, że będzie musiała się z tym zetknąć. Opanowałem trudną sztukę eseju. Ja, prostaczek z Beskidu Niskiego, napisałem "Tekturowy samolot", stricte intelektualną rzecz, po to, by zaimponować Monice. Pisałem w okresie wyjątkowego ożywienia intelektualnego. Monika pracowała wtedy nad doktoratem z tej swojej antropologii. Mieszkaliśmy w Czarnem, w chałupie bez prądu i całymi dniami, tygodniami mówiliśmy tylko o eseistyce antropologicznej. Nie miała z kim gadać, była skazana na moje partnerstwo intelektualne. I gdzieś na poboczu jej "Błazna, masek i metafor" powstawały moje eseje. Ale takie są przecież kulisy literatury (śmiech). Jak nie pieniądze, to miłość.

A przecież "forsa to gówno".

- Cofam to "gówno". Forsa to żywioł, nie ma się co oszukiwać. Tylko pięknoduchy mówią, że nie jest ważna, bo nie potrafią jej zarobić albo jej nie mają. Ale jak już mają, to zaczynają mówić, że jest fajna.

Fajna jest?

- Nigdy nie miałem pomysłu, żeby ją zarabiać. To się stało przy okazji.

Długie lata żyliśmy z Moniką w dość malowniczej nędzy. Przez całe miesiące nie oglądaliśmy gotówki. We wszystkich okolicznych sklepach mieliśmy pozaciągane długi na jedzenie. Raz na miesiąc listonosz przynosił przekaz z "Tygodnika Powszechnego" albo z "Gazety Wyborczej" i wtedy się je spłacało.
To była jednak malownicza nędza, którą romantycznie można wspominać. Nie miała wiele wspólnego z dotkliwością prawdziwej. Może czasami tylko, jak musieliśmy dzieci do szkoły wyprawić albo kiedy nie było na buty, a trzeba było jechać do większego miasta. Bo do Gorlic to się w gumofilcach jechało.
Byliśmy młodzi, mieliśmy mnóstwo zajęć, pisaliśmy książki, i ta nędza była niewygodą, ale też smakiem życia. Nigdy nie przyszedł Monice do głowy pomysł, że mam pójść do pracy i zarabiać pieniądze. Masz pisać - powtarzała. Nasza nędza była ceną wolności. Nie byliśmy w nią uwikłani, osadzeni, bez wyjścia. Nie wstawaliśmy, myśląc, że jesteśmy nędzarzami, i nie kładliśmy się spać z taką myślą. Ta bieda nie była też tak dotkliwa, bo świat nie atakował nas bogactwem i pokusą materialną.

Teraz ta dotkliwość jest większa?

- Tak, bo teraz część nie ma tej kasy, a kiedyś wszyscy nie mieli. Ale dziś w jej braku najbardziej boli, że nie można mieć tego całego gówna, którego ludzie tak naprawdę nie potrzebują. Że nie mogą mieć tej przysłowiowej plazmy.
W tym kraju nikt z głodu nie umiera, w jakichś Biedronkach żarcie jest tanie i tak naprawdę cierpienie nędzy czy biedy jest skłamane. Nie mówię o skrajnych przypadkach bezrobotnych, niezaradnych, wyrzuconych na margines, ale o powszechnym jej odczuwaniu.

Pan ma na zbytki?

- Przyznam, że z tą kasą jest kłopot. W kulturalnych rozmowach nie istnieje. Nawet ja się na tym łapię, że jak dupek się czuję, pytając, ile mi zapłacą za przyjazd na jakąś literacką imprezę. No ale to mi mija powoli.
Ja nie wiem, ile, gdzie i co mamy ani gdzie i ile zarabiam. Monika zajmuje się finansami. Nie mam nawyku myślenia o tym. Nigdy nie myślałem, a teraz jest na to za późno. Gdyby mi zabrakło kasy, to pewnie byłbym poirytowany, zacząłbym kombinować.
Na pewno jest lepiej, niż było. Mogę sobie do Stambułu pojechać samochodem. Ale poza podróżami na nic sobie nie pozwalam. I poza postawieniem szałasu ze starej chałupy, w którym pracuję. Mam też fioła na punkcie samochodów. Na szczęście w granicach rozsądku, chociaż czasami mnie ponosi.

Co takiego jest w prowadzeniu auta?

- Doświadczenie dotykalności fizycznej przestrzeni. Wrażenie, że można ją przechytrzyć, wyprzedzić.

A prędkość?

- Nie demonizujmy. Czasami jest fajnie szybko pojechać, ale w Polsce nie ma ani gdzie, ani nie ma partnerów do prędkości, bo wszyscy jeżdżą agresywnie. Ja chciałbym, żeby nikogo nie było na szosie poza mną. Prowadzenie auta daje głęboki kontakt z przestrzenią, to jest, że tak powiem, erotyczne doznanie obcowania z pejzażem.
Co innego jest spacerować po górach, a co innego pokonywać 300 km i widzieć jego zmienność. Jedziesz przez Nizinę Tracką i nagle Stambuł wyrasta jak z podziemi. Jak z tysiąca i jednej nocy. To daje samochód! To jedna z niewielu męskich rzeczy na tym świecie. Przyjemnie żyć w schyłku męskich wartości. Czas mężczyzn się kończy.

Smutno zabrzmiało.

- A dlaczego ma się nie skończyć? Z jakiego to powodu? Fajnie jest patrzeć, jak kobiety zajmują niezajmowane do tej pory rejony męskości. Mnie to ciekawi i bawi, bo jest to czasami śmieszne. Niech pani tak nie patrzy, nie bądźmy tacy poważni. Śmieszna jest kobieta w roli męskiej i mężczyzna w roli kobiecej. Z tą kobiecością jest teraz tak, że ona nie potrzebuje radykalnie odmiennych zachowań, ale próbuje udoskonalać albo modyfikować te męskie. Przyswajając je, odbierając je mężczyznom. Ograniczanie męskiej płci bardzo mnie ciekawi. A jeśli już coś mnie martwi naprawdę, to schyłek silnika benzynowego oraz wysokoprężnego (śmiech).

Gromadzi pan zużyte przedmioty?

- Gromadzę. Otaczam się śmieciami. Nigdy nie chciałem zbierać jakichś rzeczy wartościowych, tylko duperele. Mam 20 martwych myszek komputerowych i kilkanaście starych telefonów komórkowych. I całe mnóstwo biletów z różnych podróży. I pieniądze, z 40 kg bilonu z Europy Środkowo-Wschodniej. Może jestem śmieciarzem. Lubię mieć śmieci zamiast ludzi (śmiech).

No i jeszcze ciuchy z lumpeksów.

- Kupuję, bo są tanie. Kupujesz z dziesięć koszul, pierzesz raz na dwa tygodnie i możesz codziennie latem w białej koszuli chodzić. "Taksim" jest o handlowaniu używanymi rzeczami. To opowieść o przemianach cywilizacyjnych, o tym, że w tej jednorazowości niektóre rzeczy trwają dłużej. Komuś się jeszcze przydadzą. I po nas jeszcze można te szmaty używane wysłać do Afryki i tam też jeszcze są do noszenia. Szmateksy to wyłom w kulturze jednorazowej, gdzie trzeba użyć i wyrzucić.
Wzrusza mnie, kiedy kobiety biedne, ubogie mogą sobie kupić ciuch francuski. Patrzą pod światło, przymierzają, dotykają innego świata. Jak się kupuje skórę, to czuć jeszcze zapach perfum. Ubrania są wyprane, a w skórze część tej innej rzeczywistości przywędrowuje. Chciałem bohaterom dać jakieś zajęcie właściwe tej okolicy. A w Gorlicach, jak na całej prowincji, takich lumpeksów jest mnóstwo. W każdym mieście ze wszystkich rodzajów handlu najwięcej jest lumpeksów.

Ale w galeriach handlowych też by pan bohaterów znalazł.

- Rzeczywiście, oglądanie tych, którzy w tych galeriach żyją, jest niesamowite. Świat zawarty w blichtrze, w błyskotliwości, w zrobionym z dykty naśladownictwie luksusu. A na twarzach fajna wiejskość, chłopskość. I ręce spracowane. To spotkanie dwóch epok. Postmodernizmu i społeczeństwa przedprzemysłowego.
A te dziewczyny Twarze mają takie plebejskie. I się przebierają w to wszystko. I patrzą na to, dotykają...
Ale chłopaki są najfajniejsze. Piętnasto-, szesnastoletnie z tymi biednymi, bladymi twarzami, z odstającymi uszami tak są na ciuchy napaleni! Już nie na samochody, tylko na ciuchy! I przymierzają jakąś fajansiarską bluzę, na którą człowiek by w życiu nie spojrzał, i okręcają się jak dziewczyny na wybiegu. To jest niesamowite. Pożądanie gówniażerii, takiego gówna, przedmiotów, no szmat. Facet nie może pożądać ubrania na miłość Pana Boga! Facet może pożądać kobiety i samochodu. I nie kosmetyków!

Ma pachnieć męskim potem?

- No powinien się kurwa mać myć, ale bez przesady. Są tacy, co mają 40 buteleczek na każdą godzinę dnia! No ludzie! Facet powinien się niszczyć, powinien się zużywać, ale to jest odbicie głębszego zjawiska, czyli obsesji nieśmiertelności. A facet akurat powinien być śmiertelny. Podejmować wyzwanie! Dlatego te Bałkany są takie pociągające, bo tam jeszcze nie jest wszystko na głowie postawione. Świat przypomina dawny świat, który był, jaki był, ale była w nim większa godność.

Ten dawny świat aż nadto pana otacza. W okolicy same cmentarze.

- Tylko w najbliższej okolicy z dziesięć ich będzie. Nie tylko łemkowskie, na pustkowiach, w dolinach, które kiedyś były wsiami. Jeszcze wojenne, austro-węgierskie z pierwszej wojny światowej, w sąsiedztwie cywilnych prawosławnych czy unickich.
Najbardziej lubię wojskowe. W końcu jestem chłopcem. Samochody i wojsko. Rzeź i szyk. Lubię sobie wyobrażać, jak było. Życie tych chłopaków mnie trochę ominęło. Na Bałkanach patrzę na ruiny. Tam krew jeszcze nie wyschła do końca. Nie ma się co oszukiwać. Jestem reprezentantem swojego gatunku płciowego.
A tutaj jeszcze te nazwiska: Antoni Nemec, Gottlieb Kyselka, Sandor Szasl, Petro Santoni, Tadeusz Michalski, Batto Delazer, Karel Swoboda, Alojz Nahaczek Unia Europejska.
Wszystkich staram się w okolicach Zaduszek odwiedzać. Zapalam lampki i odczytuję nazwiska. To taki mój prywatny obrządek, cicha msza i pogański zwyczaj palenia ognia zmarłym na początku listopada.

- Jest pan strażnikiem ich pamięci?

Nie chciałbym popaść w patos. Ale kiedy wymawiam ich imiona, to sprawiam, że nie umierają na zawsze. Tylko to mogę zrobić. Głośno wypowiedzieć dźwięki na zawsze powiązane z czyimś życiem.

A ile kosztuje miejsce na cmentarzu w Wołowcu?

- Za darmo mnie pochowają! Chodzimy z Moniką. Oglądamy. Jest takie piękne miejsce koło cerkwi, z szerokim widokiem, pod starymi drzewami. Tam chcę leżeć, w Wołowcu. Tam mi się bardziej podoba niż na wszystkich innych, które są w okolicy. Chyba można sobie wybrać cmentarz?

Nie przygnębia pana wpisana w pejzaż nieobecność?

- Nie. Wiedziałem, dokąd się sprowadzam. Ale, wie pani, nieobecność, pustka to jest szansa dla potencjalności. To trzeba nieustannie wypełniać wyobraźnią, myślą, własną obecnością. Literacko to jest niezłe miejsce. Poza tym pani zdaje się nie dostrzegać niezwykle intensywnej obecności natury, krajobrazu. To jest tak samo ważne jak ludzka obecność. Tutaj wszystko mam w odpowiednich dla siebie proporcjach. Obecność, nieobecność i pejzaż.

- Pan ma dość mówienia o podróżach.

Bo i też tak wiele ich nie było! "Jadąc do Babadag", która jest książką drogi, pisałem przez dziesięć lat. To, że o tym ględzę, że umiem zrobić z tego książkę, nie znaczy, że tak dużo podróżuję. To są po prostu wakacje z Moniką.

Spotkał pan na nich jakieś wyjątkowe kobiety?

- Mówiłem, nie szukam ludzi. Ani mężczyzn, ani kobiet. Ale pamiętam fascynujące spotkanie. W Albanii. Tamtejsze kobiety wyglądają bardzo wschodnio. Makijaż, biżuteria, obcasy, suknie. I nagle ona: jak wyzwolona kobieta Zachodu. Krótko ostrzyżona, w spodniach, w kamizelce z wieloma kieszeniami. To było niesamowite w kraju, gdzie kobieta jest kobietą z całym takim zamierzchłym sztafażem. Ona była zaprzysiężoną dziewicą, co pozwoliło jej być głową rodziny, żyć bez facetów i mieć prawo do wendety.

Była ładna?

- W kobiecy sposób nie, ale była bardzo interesująca. Miała taką albańską, wysmaganą, surową twarz.

A jakie kobiety są ładne?

- Kobiece. Duże. Nie znoszę chudych bab. Przecież cielesność nas w nich pociąga, ciepło, dotyk, a jak tu przytulić się do szkieletu?! Przepraszam, że tak mówię, ale współczesna kultura hodowli takich samych egzemplarzy to coś strasznego. Kobieta ma pierdolca, bo parę kilogramów więcej waży! To jest morderstwo na człowieku! Ludzie! Obsesja zdrowia i chudości! W Hamburgu poszedłem po południu na spacer do parku i myślałem, że mnie kurwa stratują. Nie było ani jednego spacerującego! Wszyscy w tych strojach, wszyscy chudzi jak kościotrupy i myślę: gdzie ja jestem!? Atak szkieletorów! A ja chciałem się przejść niespiesznie, wypiwszy piwo, będąc nieco grubym. Czułem się dyskryminowany. Poszedłem stamtąd. Dlaczego pani się śmieje?

Bo pan się naprawdę denerwuje.

- Bo to nie jest anegdota. To nieznośne uczucie, kiedy biegnie na ciebie tłum obsesjonatów, że będą nieśmiertelni! Że śmierć zabiegają. Ohydne. Gatunek ludzki całkiem stracił godność. Z własną śmiercią sobie nie potrafi poradzić. Zabiegać ją chce. Koniec człowieczeństwa! Ta cywilizacja zdrowia oraz nieśmiertelności jest cywilizacją śmierci. Bo nie potrafi podjąć wyzwania, nie potrafi podjąć tego ludzkiego wysiłku i spotkać się z prawdziwym przeznaczeniem. Zabiegamy się. A potem botoks sobie wstrzykniemy, kupimy nerkę od rozstrzelanego Chińczyka i wszczepimy. Nie ma heroizmu, nie ma ludzkiego losu, wszystko jest skłamane. Brniemy w totalne zafałszowanie.
Cała kultura współczesna, popkultura też jest falsyfikowana, zbudowana na wartościach nieistniejących. Nie ma pomagać w egzystencji, nie ma nas określać, tylko jest wampiryczną instytucją, która wysysa z nas energię, by sama mogła zarabiać, powielać się, regenerować. Żeby istniała jako zombi.
Nie znoszę nieautentyczności. I udawactwa, zwłaszcza kogoś mądrzejszego. To w dzisiejszych czasach staroświeckie podejście, bo udajemy bez przerwy. Ale stoi za nim niechęć do współczesności, która jest cywilizacją podróbek. I do kłamstwa, którego tyle jest w języku, w mowie, które nie jest lingwistycznym kłamstwem, tylko kłamstwem istnienia.
Są zjawiska kompletnie skłamane, co do których mam pewność, że mogłoby ich nie być i światu by się nic nie stało.

Kim pan pogardza?

- Ludźmi głupimi i pewnymi siebie, bo czasami nie ma na nich innego sposobu niż pogarda. Zwłaszcza na głupich, pewnych siebie i posiadających coś w rodzaju władzy. Politykami najczęściej zdarza mi się gardzić. Nie potrafię się oprzeć temu niechrześcijańskiemu uczuciu, wiem, że jest paskudne i brzydkie. Przepraszam. Poprawię się. Od pół roku nie kupuję gazet, więc problem umrze wkrótce śmiercią naturalną. W realu raczej nie spotykam podobnych okazów.

Co jest w życiu ważne?

- Szczegóły. Detale. Prostota. Ta uczuć, krajobrazu, czynności. Spokój.

No i żeby ze stosunkowo niskim poziomem żalu odchodzić. Wiadomo, że zawsze będziemy odchodzili niepogodzeni, ale chciałbym powiedzieć: no, okejos, Panie Boże, w miarę było. Chodźmy.
Ważne jest, żeby wykorzystać, co się dostało, nie przepieprzyć tego. Nic więcej nie dostaniemy. A w ogóle, o co pani mnie pyta?! Ja muszę rynny kupić! Tata mnie odwiedził i muszę z nim pojechać na Słowację! Chcę mu pokazać Spiski Hrad, największe ruiny w tej części Europy.

A co ważniejsze? Rozum czy intuicja?

- Intuicja. Jest ważniejsza niż racjonalizm, namysł, rozsądek. Od tego to Monika jest. Chociaż też ma wyostrzoną intuicję, ale znacznie lepiej myśli ode mnie. Pogodziłem się z tym i cała rodzina też, że jak idzie o myślenie, o dyskurs to do Moniki z tym. Intuicja jest dla mnie ważniejsza w pisaniu i w życiu. Nie zacznę działać racjonalnie, w jakimś kartezjańskim rozumieniu. Mam niedowład prawej półkuli związanej z racjonalnym myśleniem. Gubię się po prostu, jestem bezradny. W tym względzie również nasze małżeństwo jest dosyć udane.

Bez względu na niedowład te pana dziewczyny podziwiają pana.

- Wyobraża sobie pani faceta bez podziwu kobiet?! On z nimi przebywa po to, by go podziwiały, co one robią świadomie, z rozmysłem i wyrachowaniem (śmiech). Mam nadzieję, że mnie podziwiają. Ale ja też mam permanentny podziw do ich obecności.
Czasami serce mnie boli, że Tośka już się oddala. Za jakiś czas będzie przez ramię zerkała, jak się starzeję i gdzieś znikam.

Boi się pan o nią?

- Pewnie, że się boję, ale nie mogę ochronić jej ani przed bólem, ani przed smutkiem.

Chciałbym, by nie spotkało jej czyjeś wyrafinowane, świadome okrucieństwo, bo może go nie rozpoznać. I żeby była szczęśliwa, i żyła mocno.

Boję się, ale mówię sobie: tak ma być. Trzeba ją w to życie wyekspediować i gdzieś z daleka czuwać. Musi stwardnieć, nabrać siły. Kiedy Tośka prowadzi samochód, Monika napomina ją, by jechała wolniej. Ja odwrotnie: jest długa prosta, jedziesz! Ach, zresztą Tośka ma waleczne serce

Co to znaczy żyć mocno?

- Doświadczyć całego swojego potencjału: duchowego, intelektualnego, uczuciowego. I spotkać kogoś, kto to jeszcze potrafi uwolnić. I nie przegapić.

Pamięta pan, jak się urodziła?

- Pamiętam. Monika była w szpitalu, a ja trochę świętowałem awansem i gdy wróciłem, sąsiad mi powiedział. Nie było wtedy rozbudowanej sieci telekomunikacyjnej.
Czułem i grozę, i szczęście, i dramat. Czy to już koniec wakacji? Już nie będzie tak, jak było kiedyś? A potem świat zmienił się radykalnie. Zrobił się i ciaśniejszy, bo nie było w nim już takiej swobody dzikiej, a jednocześnie większy. Bo patrzyłem, a przynajmniej próbowałem patrzeć na ten świat oczami dziecka.

Pan się wzrusza.

- Przypominam sobie to wszystko. To małe zwierzątko, pełzające, które niemal nie wiadomo czym było przez pierwszy miesiąc. Facet nie jest matką, nie nosił tego, nie przyzwyczaił się, musi się nauczyć.

A kiedy już się pan nauczył, to ona się oddala. Wzruszający tekst pan o tym w "Fado" napisał.

- Może jej się kiedyś spodoba? Dla ojca córka to jest szczęście. Podejrzewam, że chłopak zawsze będzie chłopakiem, zawsze będzie facetem, a córka kwitnie, zmienia się. Chłopak to tylko chłopak, a córka poza wszystkim jest jeszcze piękna. Ale nie będę więcej o tym mówił, bo pewnie przeczyta.

Ma pan w sobie ojcowską zaborczość?

- Bardzo się przed tym pilnowałem. Nie lubię, gdy ktoś wchodzi nieproszony w moje życie, więc starałem się tego nie robić komuś bliskiemu. Po prostu.

Zabieraliście ją w podróże?

- Gdy była mniejsza, to się oczywiście nudziła z nami, jak ten pakunek wrzucony na tył auta. Ciągle pytała: Kiedy dojedziemy? Potem miała swoje intensywne życie, ale ostatnio napomyka, że by z nami pojechała. Może na Ukrainę? Otwarta sprawa. A ona ma tyle spraw, tylu przyjaciół, z którymi gdzieś coś trzeba, że starzy są na dalszym planie. Była ostatnio z kumplem w Rumunii i po tygodniu wróciła zrumunizowana. Byłem właściwie szczęśliwy, kiedy powiedziała z zachwytem: Tata, jaki kraj!

Dlatego, że czuje jak pan?

- Tak. Rumunia to wspaniały kraj. Jego powierzchnia, skóra, jego postać są przecudownie ukształtowane. To bajka pejzażowo-geograficzna. Poza tym jest hiperpopierdolona w zagubieniu między barbarią a zakorzenionym mitem rzymskości. Jak się tam wjeżdża, widać takie przemieszanie materii, takie wysokie z niskim się miesza, przekleństwo ze świętością, czarny industrial z taką przyrodą, że łeb urywa. To jest cudowny kraj do medytacji o narodach z niewyraźną tożsamością. Cieszę się, że moja córka załapuje się na to. Że ma podobną wrażliwość. Fajnie, że czuje podobnie.
Była pani w Rumunii?

Jako dziecko. Pamiętam pola kukurydzy i smak mocnej czarnej kawy.

- To proszę brać furę i jechać. Cztery godziny stąd i Rumunia. Czemu nie?

Tak po prostu, nagle?

- A, co? Przez Serbię na przykład.
---------------------------------------------------------------------------------
.....Dorota Wodecka....
---------------------------------------------------------------------------------


Kategoria rekreacja


  • DST 19.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zbliża się, zbliża....

Piątek, 15 lutego 2013 · dodano: 15.02.2013 | Komentarze 3

uuuuUUuuu...-Zbliżaaa- zabrzmiało złowieszczo.
- To znaczy co? - spytała, patrząc podejrzliwie.
- Meteoryt!!! Na Ziemie leci...Dziewczyno w jakim świecie ty żyjesz?
- Zginiemy?
- Raczej nie, ale wiesz..
- To po co mi zawracasz głowę?
- Nie oglądasz Wiadomości?
- Nie.
Muzycznie--> Orange Moon


Kategoria praca


I.

Czwartek, 14 lutego 2013 · dodano: 14.02.2013 | Komentarze 1


Kategoria ..inne


  • DST 21.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Widzisz i nie grzmisz!

Środa, 13 lutego 2013 · dodano: 13.02.2013 | Komentarze 0

Wczoraj jednak się zlękła patrząc na termometr (-10) poczuła te przeszywające igły zimna przy zjeździe ze Złotej Góry..
Nie kozaczy - odpuściła... dotelepała się do pracy ogórem.
Dziś zaledwie (-4) to nie tak strasznie :)
Wszystko jej trzeszczy w rowerze..łańcuch nie najlepiej wygląda..SPA rowerowe odwiedzić czas :(
Dziś.. spokojnie jedzie sobie do pracy, część asfaltem-część ścieżkami... cóż nie umie tak jak inni "mieć w dupie przepisy.." zwyczajnie ją nie stać na mandaty..
wracając.. jedzie sobie tak spokojnie,nagle przed nią jakiś outlander/land rover czy inny ciągnik wykonuje jakieś dziwaczne manewry..
pomyślała: kierowca z rana jeszcze nie wytrzeźwiał.. wiec zwolniła czujnie i kulturalnie przepuściła. Pięknie jedziemy..aż tu nagle traktor
- jeb - zatrzymuje się jak wryty [żeby chociaż zwolnił albo światła włączył] odruchowo zahamowała, żeby nie skończyć na dupie traktora..droga raczej ubita niż odśnieżona pięknie podcięło - i tu przyznam, że się nie opanowałam bo jak mi wyjrzało to coś z kokpitu!! Pani postanowiła nagle skręcić na miejsce parkingowe.. ;|
..to mi niestosowny epitet.. "wypizdrzona cipo na obcasach" poleciał..
<zawstydzona> nooo.. plus kilka innych..
:(
Pierwszy raz w życiu nad sobą nie zapanowała.. Po tamtej spłynęło to jak gówno do ścieków i ogólnie zadziwiONA dlaczego za nią samochody trąbią :D
ale.. tak to jest jak się jedna z drugą przesiada na fajansiarskie ciężarowe a umiejętności co najwyżej na prowadzenie taczki.
Ech..
WIOSNOOOOOOO!!!!!!!
Przestało padać, ale i tak nieprzyjemny wieczór.
Chyba, że to Ona tak narzekać chce..


Kategoria praca


  • DST 21.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gogle potrzebne od zaraz

Poniedziałek, 11 lutego 2013 · dodano: 11.02.2013 | Komentarze 0

nie mylić z google ;)
Tragicznie jej się jechało, śnieg/deszcz czy co to tam leci - jak na złość prosto po oczach jakby ktoś specjalnie dmuchawę ustawił..
Pech.


Kategoria praca


  • DST 51.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

KoneFka

Sobota, 9 lutego 2013 · dodano: 09.02.2013 | Komentarze 4

Przypomniała się jej letnia piosenka, która towarzyszyła jej przy największych ulewach..
"Kiedy deszcz nie pada i wody coraz mniej co mówię na to JA?
- KoneFka.."
nie ważne. :]
Zanim ruszyłyśmy do Olsztyna, trzeba jakoś przez to nasze miasto przejechać.. za sądami Al.Jana Pawła - pewna tabliczka z miesiąca na miesiąc jest coraz niżej, nie raz zdarzyło się omijając pieszych nerwowo w ostatniej chwili uchylać, żeby nie zawadzić kaskiem..
a przecież z metra cięta jestem..
wyższemu rowerzyście nie życzę kontaktu - dla unaOcznienia "niebezpieczeństwa" poświęciła się znajoma-->

Postanowiłyśmy przed Olsztynem odwiedzić jeszcze Mstów :)
w słoneczku rewelacyjnie..
..później to już prosto przez Srocko na obiadek i coś rozgrzewającego ;) pod Zamek.
Zwykle zatrzymujemy się w takiej małej knajpce koło Rynku kiedyś nazywało się: Pod Skałką? ale chyba się przemianowali na - ?? - Belfast? czy jakoś tak..
W drodze powrotnej w momencie kiedy zesztywniały mi paluszki przypomniało mi się, że to jednak jeszcze zima :(
Zresztą to widać ;) ale tak to już jest - Słoneczko człowieka omami.
wcale nie ma śniegu
Dobry dzień..
- Wiosno przychodź już!


Kategoria rekreacja