Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TeczowaMagia z miasteczka Strzelce Opolskie . Mam przejechane 34097.32 kilometrów w tym 94.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy TeczowaMagia.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:694.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:28.92 km
Więcej statystyk
  • DST 8.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba

Środa, 31 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

__


Kategoria wypady


  • DST 10.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba

Wtorek, 30 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

cdn..


Kategoria wypady


  • DST 22.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Poranek piękny.. przed śniadaniem małe kółko.


trzeba zawrócić.


..i znowu wykopy na plaży..
podwodne wzorki czyli "sztuka kopania" ;)


Kategoria wypady


  • DST 12.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba

Piątek, 26 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Zasłużona laba.. :]





DZIEWICZA :) i już nie..



Kategoria wypady


  • DST 67.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba :)

Czwartek, 25 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Żegnamy Harcerzy i kierunek Łeba...

Przez Karwieńskie Błota.. chwila przerwy nad Piaśnicą...

Coraz trudniej nam jechać..grząsko.

Kierują nas na "kanały".. pięknie..

Dalej już..Sasino, Sarbsk..

Popołudniu jesteśmy już na miejscu.. :)


Kategoria wypady


  • DST 64.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdynia - Władysławowo - Ostrowo

Wtorek, 23 lipca 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 5

Szybka toaleta na stacji ..
Pociąg przyjeżdża o czasie..
Konsternacja panów konduktorów kiedy próbujemy wpakować stertę rzeczy:
- no nie wiem czy to się zmieści..
- spokojnie.. damy radę.
- no nie wiem czy my damy..

;|
Ruszamy.
Po kilku minutach wraca i zdezorientowany rozgląda się ze zdziwieniem gdzie te wszystkie graty się podziały..
Dostałyśmy zniżkę :) - sam zaproponował.
Stacja Gdynia wita nas remontami i niewyobrażalną ilością schodów do pokonania.
Wysiada z nami kobieta z niepełnosprawną córką.. jest załamana.
Robotnicy pomagają jej wydostać się z peronu.
Żadnej rampy, windy, podjazdu..
I nam się udaje.. znosimy bagaże pojedynczo. :D
Nareszcie!
Szukamy miejsca gdzie można napić się kawy, wszędzie mega-wysokie krawężniki, nawet na przejściach dla pieszych żadnych obniżeń.
Ludzie jacyś wkurwieni.. non stop ktoś na nas fuka.
Uciekajmy stąd.
Znajdujemy małą tanią knajpę..zastanawiamy się co dalej.
Jakaś nie do końca w formie po tej nocy :) lekko z górki było i.. obudziła się w przysiadzie..i zastało się.. :)
uzmysłowiono mi: to starość Marta. :D
Miasto rozgrzebane..objazdy.
Miejscowy rowerzysta na krótką chwile zostaje naszym przewodnikiem :)
Przemiły człowiek, oby więcej takich na naszej drodze!
Prowadzi nas uliczkami, zakamarkami.. całkowicie tracimy orientacje, ale trzeba mu zaufać :) odprowadza nas aż na obrzeża miasta, opowiadając różne anegdoty.
Pożegnanie może nie było czułe, ale na pewno wielce serdeczne. :)
i podziękował nam ku naszemu zdziwieniu - za motywację.
:)
Cóż: kierunek Puck.
Postoje max 5 min..
Chmurzy się. W połowie drogi już leje.
Przyjemny, ciepły letni deszcz.
Nikt nie narzeka, nawet nie rozmawiamy - tak jest dobrze.
Jedziemy bocznymi drogami, kilka podjazdów nas morduje :)
Znowu gubię licznik..zawracam na ostatni postój i jakimś cudem - jest! macha do mnie z pobocza.
Już późne popołudnie, kręcimy dalej międzynarodową ścieżką do Władysławowa..
- ej! widziałaś - miał koszulkę JuraBike
:)
Spokojnie docieramy do Władysławowa.
Stamtąd mozolnie omijając samochody stojące w korku kierujemy się na Ostrowo - do harcerzy. W lesie odnajdujmy bazę..
Już się ściemnia, czekają na nas.. serdeczne powitanie..
..a właściciele ośrodka udostępniają nam domek :D
Hm.
Nie bardzo dowierzają, że mały SzymonSzymoniasty wykręcił dziś 64km..i jedzie z nami równo te kilka dni..
- Sam pedałowałeś?
- Sam.
- I pod te górki wszystkie też, dajesz radę?
- Tak.. tylko czasem muszę wrzucić jedynkę.

Hahaha..
Furorę robią również ręcznie wykonane przeze mnie pochwy na noże..
sprawność igiełki zaliczona LOL
i patent na nowy ścieg o nazwie "wystraszony" jest.
Szymoniasty w połowie ogniska obrzędowego.. padł. Znaczy jeszcze upewnił się, czy zostaniemy.
Luksus nam nie służy..
Trzeba było spać na ziemi - jak człowiek.
Rano korzystamy z zaproszenia i jedziemy na Hel.
Dzień szybko mija w dobrej atmosferze..
Spać..
Jutro do domu.. znaczy Łeby - to to samo.
:)


Kategoria wypady


  • DST 39.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szymbark - Wieżyca

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 2

Wieża Widokowa.
Pięknie w tych Wdzydzach Kiszewskich, ale nareszcie dalej..
Kierunek: Kościerzyna - tam też nabędziemy mapę.
Na drogach pusto, asfaltem koło południa docieramy na miejsce.
Musimy zdecydować jak jedziemy na Szymbark
..musi być mało ruchliwa - wielkiego wyboru nie mamy..
Tędy? narysowałyśmy palcem trasę: wzdłuż torów na Sikorzyno.
Na początku nawet dobry asfalt szybko jednak przeszedł w szutrową drogę..a na nim "mini muldy", nie wiem jak to inaczej nazwać jakby jechać po pralce naszych prabababć- tara.
Żar z nieba, przeklinamy każdy niepotrzebny gram bagażu.. no i Szymek nie daje rady.
Odpoczniemy w Sikorzynie zwiedzimy Dworek Wybickich.
Nie zwiedzimy - w poniedziałki nieczynne. Pech to pech.
Robimy kilku minutowy postój i w drogę - jest już późno - grubo po szesnastej.
Do Szymbarku docieramy bez problemu.. kierunek: wieża widokowa - najdłuższą deskę na świecie zboczymy następnym razem.
Szybkie zakupy i dalej..kierujemy się na wschód do głównego wejścia gdzie spotkamy przecudnie ubranego kaszubskiego grajka jednak zanim to..
wspinamy się pod piękną górę o tyle miło, że asfalt (widziałyśmy jak grupa rowerzystów odbiła przy wyjeździe z Szymbarku..zastanawiałyśmy się przez chwile..nie.)
Ehe - Trzeba było odbić.
Przyczepa okrutnie ciągnie w dół. Od połowy - pchamy.
Nie na darmo nazywają ten rejon Szwajcaria Kaszubska :)
Samo wejście pod wieże też dało nam w kość. Później dowiedziałyśmy się, że jest łagodniejszy podjazd czarnym szlakiem. Mniejsza z tym.
Kupuje bilet - Szymek za free.
W górę!
A.
Warto było.
Pod wieża czas na zupki chińskie - skąd wrzątek?
Mamy dobry termos.
Pyszne.
Czas nas trochę nagli - zbliża się dwudziesta.
Zjeżdżamy drugą stroną :)
Sabina już na górze wspomina, abyśmy wsiadły w pociąg i dostały się do Gdyni.
Ma dość.
Kolejny argument to: obiecałyśmy odwiedzić harcerzy koło Jastrzębiej Góry - miniemy się z nimi.
Zjeżdżamy wprost na tory - przez jakąś polna drogę jedziemy do stacji - zarośnięta, opuszczona - wyludnione.
Jest i rozkład - nie bardzo możemy się z nim połapać.. to chyba ze zmęczenia.
Szybki telefon w odpowiednie miejsce - :) rodzina zawsze pomoże - ostatni pociąg odjechał godzinę temu następny o czwartej rano.
Dzieci mają dość. Już 21..
Nie możemy się za bardzo oddalić od stacji.. i zupełnie znikąd pojawia się kobieta - już miałyśmy odjechać, ale coś nas zatrzymało i nakręciłyśmy w jej stronę spytać czy orientuje się o noclegach w okolicy.
Niestety - brak..jeden jakiś agro z pokojami. Mówimy, że mamy pociąg rano i nie chcemy się oddalać. Spytała tylko czy mamy namioty i sama z siebie proponuje nam nocleg u niej za domem.
- Yy? popatrzyłyśmy na siebie..( po ostatnich przebojach w Fojutowie..),a ile za nocleg?
- Zwariowałyście, ja nie z tych. Nic.
Co nam szkodzi zobaczyć..jedynie zrezygnujemy.
Dom, ogródek..przyjemnie..pokazała za domem kawałek trawnika (lekko z górki) a dalej ściana - tak, ściana drzew - las tak gęsty, że chyba nie dałoby się przejść.
Nim się obejrzałyśmy już jej nie było.
Rozbiłyśmy się w kilka minut, dzieci już zasypiały na stojąco.
Musimy zostać.
Szykowałyśmy kolację i rozglądały - nie spytała nas o nic, skąd, jak, dlaczego, po co? W domu się nawet światło nie zapaliło. Chociaż poświata od telewizora..świeczki?
Nikogo.
U sąsiadów to samo.
Powiedziałyśmy sobie tylko:
- Dziwnie tu.
..i to jedyne odczucia jakimi się podzieliłyśmy, aby się nie straszyć.
Oby tylko szybko zasnąć.
Rano też się nami nikt nie zainteresował..spakowałyśmy się w sekundę.. zostawiły w drzwiach kartkę z podziękowaniami.
Dopiero na stacji myliśmy zęby.. tam naprawdę było dziwnie - nawet dzieci nie chciały tam dłużej być.
Dobre jest też to, że zrobiłam tam kilka zdjęć..wyszło tylko jedno - rozmazane.
:)

Pomnik Remusa na Rynku w Kościerzynie.


Tara







Pocałowali klamkę..


Odpoczynek pod wieżą.














Hm.


Kategoria wypady


  • DST 30.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wdzydzki Park Krajobrazowy

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 15.09.2013 | Komentarze 0

Pobudka.. zaraz po czwartej.

To ta szumiąca woda.. nocleg na cyplu ma swoje uroki :)

Przy śniadaniu decyzja: robimy dzień przerwy..akurat niedziela - w niedziele największy ruch. SzymonSzymoniasty musi odpocząć - my zresztą też.
Kierunek: Wdzydze Kiszewskie a potem się okaże...

Cieszyliśmy się, że zobaczymy najstarszy w Polsce skansen, kompletne wyposażenie budynki, XVIIw. kościółek i wiatrak holenderski :)) - trafiliśmy na 40 Jarmark Wdzydzki organizowany właśnie na terenie Parku Etnograficznego - ludzi i samochodów jak mrówek - muzyka łupie z każdego kąta na zmianę z klaksonami.

Ul.
Szkoda.
Rezygnujemy.
Jedziemy na Wieże widokową.


Zostajemy.
Ale gdzie się rozbić? Na polu namiotowym full.
- Rozbijcie się gdzie chcecie, znajdziecie sobie miejsce.. proszę bardzo.
;> :D Dwa razy nam nie trzeba powtarzać. Od razu znalazły idealne miejsce na "plaży" :)
oo tam.. pod drzewem.



Wiatr szalał...do wieczora, bo gdy zaczynało się ściemniać - cisza.
Zakaz pływania wieczorem..wszystkie żaglówki, stateczki zawijają do brzegu.
Ludzie znikają.
Nagle wielce wzburzone fale milkną.. i tafla wody ani drgnie.
Ognisko..
Zachód słońca..
Nie można było nasycić oczu tymi wszystkimi kolorami.
- Marta zobacz jak tutaj jest pięknie. Tu jest tak pięknie..chyba zaraz zacznę płakać.
:)) Nie udało mi się uwiecznić na zdjęciach..
Spokój..
Przyroda..
Nic tylko spać pod rozgwieżdżonym niebem.
Prawie świt przywitała...










Po śniadaniu okolice zwiedzić pojechała..i pospacerowała :)fragmentami nie na jej możliwości.






później statki budowali.. na lince, coby nie odpłynął.

i dzień się skończyć nie chciał i dłużyło nam się już.. do tego stopnia, że chcieliśmy ruszać dalej..

sam SzymonSzymoniasty napominał..ale osiemnasta już.. yh.

Zostajemy.
Piękna noc..aż żal zasypiać.


Kategoria wypady


  • DST 49.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kręgi Kamienne

Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszych przebojach - ten dzień zapowiada się lepszym.
Zbieramy rzeczy pospiesznie, bo na nasze miejsce czekają już następni z "rezerwacji". Na spływ przyjechali - grupa przyjaciół (małżeństwa)na oko tak czterdziechy..
Kiedy się pakujemy Panie nad naszymi głowami rozprawiają - jakie to my wspaniałe i że na fejsbuku to powinnyśmy mieć wydarzenie, że tak jedziemy..
Nie odrywając się od upychania śpiwora w worek kompresyjny nieśmiało spytałam:
- po co? to nic wielkiego - ludzie robią wspanialsze rzeczy.
- No jak to po co? Żeby wszyscy widzieli i lajkowali na bieżąco..Miałybyście mnóstwo fanów. Dziewczyny musicie założyć!To wspaniałe.
Widzę głupkowaty uśmiech Sabiny szamoczącej się z linkami..
- Ale my nie mamy ze sobą komputera, ani bajeranckich telefonów. Nie mamy jak i kiedy robić takich wpisów. To nie dla nas.
- Nie macie? A GPS?
- Też nie.
- To jak wy jeździcie?
- Mamy mapy.
- I wiecie gdzie jesteście teraz?
- Mniej więcej wiemy :) współrzędnych nie podam.
- I nie boicie się tak bez mężczyzny? A jak was ktoś napadnie..?
Non stop ktoś nas o to pyta i tu już Sabina chyba nie wytrzymała..
- Jakby nas ktoś napadł - to pewnie pierwszy by dostał w mordę.. a jakby byli w zorganizowanej grupie to nie miałby najmniejszych szans. On sam na pięciu?
Po za tym łatwiej znaleźć pretekst do zaczepki w stosunku do faceta.. Zresztą nigdy nie wiadomo co się wydarzy nawet jakby było z nami stado mężczyzn nie gwarantuje nam to absolutnego bezpieczeństwa. Nie sądzi Pani?
Poszła pakować dalej, szkoda czasu..
- Ale tyle tego macie - ciężko.. fajnie jakby ktoś odciążył, wiózł to wszystko?
Popatrzyłam na nią:
- Pani tak robi? Pakuje wszystko na swojego woła? Nie jest za-ciężko - jakby było wyrzuciłabym połowę rzeczy. To nie jest takie straszne jak wygląda.

Gdakały jeszcze nad naszymi głowami, ale widząc nasze zaangażowanie w pakowanie i jakieś zdawkowe odpowiedzi wreszcie zajęły się pokazywaniem palcem swoim panom co-gdzie-jak rozbić.
Pogadać i pożegnać się też przyszła właścicielka :) równa kobitka.
Uśmiechnięta. Spokojna.
Zdradziła mi przepis na szczęście: kieliszek czegoś dobrego z rana i dużo, dużo uśmiechu.
:)
Daje nam wskazówki jak jechać - Żegnamy Barłogi.
Droga cały czas przez las - szutrowa, asfalt.. na zmianę.
Zatrzymujemy się na chwile w Czersku - szybkie zakupy. Chwila odpoczynku przy "Rybkach" w centrum.
- Napiłabym się kawy.
- Ja też.
- Tam jest jakaś kawiarnia,ale pewnie drogo.
- Idź zapytaj - jak kosztuje więcej niż 3 pln - to jedziemy dalej. Skołujemy wrzątek i się zaparzy naszej..
Kiedy podprowadziłyśmy rowery pod kawiarnie właścicielka zanim jeszcze zdążyłyśmy spytać, proponuje nam kawę jaką tylko chcemy - na jej koszt.
Do kawy dostałyśmy jeszcze garstkę ciepłych słów. Nienachalnie, bez przesady. Cholernie miło.
Kierunek Odry i Kamienne kręgi.
Znowu wjeżdżamy w las i tym razem na zmianę piaskowo szutrowy szlak prowadzi nas do celu.
Mijamy bramę.. kupujemy bilet 4 pln i kierujemy się za strzałkami..
Po kolei pojawiają się plansze objaśniające poszczególne ekspozycje.
Nie będę opisywać szczegółowo co się tam znajduje - w bardzo ciekawy sposób opowiedziane jest to w wielu przewodnikach.
Jednak jedno miejsce jest tam magiczne i doświadczyliśmy tego. Miejsce zwane Elipsą - strefa pozytywnej energii.
:) Działa. Naładowało.

Jedziemy dalej.. chwila przerwy w urokliwym miejscu.


Polne drogi ogrodzone elektrycznymi pastuchami - za nimi pasą się byki - niezbyt towarzysko nastawione..Właściwie na wyciągniecie ręki w niektórych miejscach.
Pewien dyskomfort.
Znowu znikamy w lesie..

Mijamy ponure miasteczko. Nawet nie zapamiętałam nazwy.
Jedziemy przez Górki na Borsk.
Obłędnie.
Szymoniasty został z tyłu..grząski piasek i do tego delikatnie pod górę sprawia, że nawet pchać nie daje rady.
- Pójdę po niego..
Zatrzymałyśmy się obok siebie, podnóżek się zapada.
- Dobra - idź - przytrzymam rower.
Wąska polna droga wijąca się serpentyną wśród pól.
Samochody,żeby się wyminąć przystają.
Taki kanion.. a na zboczach najzieleńsze trawy i łany zbóż tańczące w słońcu na błękitnym niebie i tylko śnieżnobiałe obłoki jak barany pasą się beztrosko..
nawołujące się ptaki - melodia najpiękniejsza..
Zapach lata.. popołudnie..
:)
Właściwie niosę mu rower , niewygodnie prowadzić takie maleństwo..
Kroczy za mną pod górę z głową spuszczoną i wzrokiem wbitym w czubki palców.
Chyba ze zmęczenia nie ma już nawet siły narzekać.
Zatrzymałam się koło swojego roweru.. nagle - zza zakrętu wyłania się samochód i z pełną prędkością jedzie wprost na nas - jakbyśmy byli niewidzialni..
Co jest?
Nie wiem co zrobić - rzucić rowerem którego jeszcze nie zdążyłam postawić.. Zamarłam.
Sabina zakleszczona między rowerami, Szymon drepcze jeszcze za mną....
Pomyślałam tylko:
Kurwa mać... to "już". - bez żalu.
Nasz przeraźliwy krzyk przeciął niebo na pół.
Samochód jak rażony: prawo-lewo-prawo.
Otulił mnie obłok pyłu i nie widziałam już nic.. słychać tylko szum rozpędzonych kół na ubitej drodze..
I..
Wszystko ucichło.
Kurz zaczął powoli opadać..
Zatrzymał się centymetry przed nami.
Powoli wypuściłam powietrze z płuc...Jeszcze "nie teraz".
Zaskoczyło mnie - kto mi właśnie teraz przyszedł na myśl.
Fura z czterema wyluzowanymi pasażerami wycofała i wyminęła nas..
ze środka poleciały soczyste epitety i ruszyli dalej pędząc jak pędzili.
A-aaaaaa!
Marta w przyczepie nawet się nie obudziła.. Szymon za plecami pyta dlaczego krzyczymy i czemu nie jedziemy i czemu tak kurzą? Nieświadomy niczego wsiadł na rower..
W milczeniu ruszyłyśmy za nim.
Po kilku kilometrach:
- Marta.. kUrwa zginęlibyśmy tam wszyscy!
- Żyjemy.
- Jakimś cudem..
- Jest dobrze.




Kierujemy się nad Jezioro Wdzydze.
Na jednym campingu odmawiają nam przyjęcia z powodu: braku kluczy do łazienki. Wszystkie wydali. Brak miejsc.
HEKTARY pola i lasów żeby się rozbić...ale cóż - każdy musi mieć swój prywatny kluczyk na sranie i już.
Trzeba coś znaleźć na nocleg.. już późno.
Kierują nas na dziką miejscówkę, chwile się zastanawiamy..ale sąsiaduje z "domkami" a już słychać, że jakaś elita "disco" się bawi, od drugiej strony polana i ulica - nie.
Kierujemy się na "Cypel". Przyjmą. :)
Piękny wieczór.
Poznajemy wspaniałą parę - około sześćdziesiątki opowiadali o swoich podróżach: pociągami, samochodem osobowym a od kilku lat camperem.
Całe życie podróżują...przychodzi czas, godzina, rzucają wszystko i jadą...
:)


Kategoria wypady


  • DST 42.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tuchola - Woziwoda - Fojutowo - Barłogi

Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

..cdn


Kategoria wypady