Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TeczowaMagia z miasteczka Strzelce Opolskie . Mam przejechane 34097.32 kilometrów w tym 94.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy TeczowaMagia.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 49.00km
  • Sprzęt MALEŃSTWO
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kręgi Kamienne

Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszych przebojach - ten dzień zapowiada się lepszym.
Zbieramy rzeczy pospiesznie, bo na nasze miejsce czekają już następni z "rezerwacji". Na spływ przyjechali - grupa przyjaciół (małżeństwa)na oko tak czterdziechy..
Kiedy się pakujemy Panie nad naszymi głowami rozprawiają - jakie to my wspaniałe i że na fejsbuku to powinnyśmy mieć wydarzenie, że tak jedziemy..
Nie odrywając się od upychania śpiwora w worek kompresyjny nieśmiało spytałam:
- po co? to nic wielkiego - ludzie robią wspanialsze rzeczy.
- No jak to po co? Żeby wszyscy widzieli i lajkowali na bieżąco..Miałybyście mnóstwo fanów. Dziewczyny musicie założyć!To wspaniałe.
Widzę głupkowaty uśmiech Sabiny szamoczącej się z linkami..
- Ale my nie mamy ze sobą komputera, ani bajeranckich telefonów. Nie mamy jak i kiedy robić takich wpisów. To nie dla nas.
- Nie macie? A GPS?
- Też nie.
- To jak wy jeździcie?
- Mamy mapy.
- I wiecie gdzie jesteście teraz?
- Mniej więcej wiemy :) współrzędnych nie podam.
- I nie boicie się tak bez mężczyzny? A jak was ktoś napadnie..?
Non stop ktoś nas o to pyta i tu już Sabina chyba nie wytrzymała..
- Jakby nas ktoś napadł - to pewnie pierwszy by dostał w mordę.. a jakby byli w zorganizowanej grupie to nie miałby najmniejszych szans. On sam na pięciu?
Po za tym łatwiej znaleźć pretekst do zaczepki w stosunku do faceta.. Zresztą nigdy nie wiadomo co się wydarzy nawet jakby było z nami stado mężczyzn nie gwarantuje nam to absolutnego bezpieczeństwa. Nie sądzi Pani?
Poszła pakować dalej, szkoda czasu..
- Ale tyle tego macie - ciężko.. fajnie jakby ktoś odciążył, wiózł to wszystko?
Popatrzyłam na nią:
- Pani tak robi? Pakuje wszystko na swojego woła? Nie jest za-ciężko - jakby było wyrzuciłabym połowę rzeczy. To nie jest takie straszne jak wygląda.

Gdakały jeszcze nad naszymi głowami, ale widząc nasze zaangażowanie w pakowanie i jakieś zdawkowe odpowiedzi wreszcie zajęły się pokazywaniem palcem swoim panom co-gdzie-jak rozbić.
Pogadać i pożegnać się też przyszła właścicielka :) równa kobitka.
Uśmiechnięta. Spokojna.
Zdradziła mi przepis na szczęście: kieliszek czegoś dobrego z rana i dużo, dużo uśmiechu.
:)
Daje nam wskazówki jak jechać - Żegnamy Barłogi.
Droga cały czas przez las - szutrowa, asfalt.. na zmianę.
Zatrzymujemy się na chwile w Czersku - szybkie zakupy. Chwila odpoczynku przy "Rybkach" w centrum.
- Napiłabym się kawy.
- Ja też.
- Tam jest jakaś kawiarnia,ale pewnie drogo.
- Idź zapytaj - jak kosztuje więcej niż 3 pln - to jedziemy dalej. Skołujemy wrzątek i się zaparzy naszej..
Kiedy podprowadziłyśmy rowery pod kawiarnie właścicielka zanim jeszcze zdążyłyśmy spytać, proponuje nam kawę jaką tylko chcemy - na jej koszt.
Do kawy dostałyśmy jeszcze garstkę ciepłych słów. Nienachalnie, bez przesady. Cholernie miło.
Kierunek Odry i Kamienne kręgi.
Znowu wjeżdżamy w las i tym razem na zmianę piaskowo szutrowy szlak prowadzi nas do celu.
Mijamy bramę.. kupujemy bilet 4 pln i kierujemy się za strzałkami..
Po kolei pojawiają się plansze objaśniające poszczególne ekspozycje.
Nie będę opisywać szczegółowo co się tam znajduje - w bardzo ciekawy sposób opowiedziane jest to w wielu przewodnikach.
Jednak jedno miejsce jest tam magiczne i doświadczyliśmy tego. Miejsce zwane Elipsą - strefa pozytywnej energii.
:) Działa. Naładowało.

Jedziemy dalej.. chwila przerwy w urokliwym miejscu.


Polne drogi ogrodzone elektrycznymi pastuchami - za nimi pasą się byki - niezbyt towarzysko nastawione..Właściwie na wyciągniecie ręki w niektórych miejscach.
Pewien dyskomfort.
Znowu znikamy w lesie..

Mijamy ponure miasteczko. Nawet nie zapamiętałam nazwy.
Jedziemy przez Górki na Borsk.
Obłędnie.
Szymoniasty został z tyłu..grząski piasek i do tego delikatnie pod górę sprawia, że nawet pchać nie daje rady.
- Pójdę po niego..
Zatrzymałyśmy się obok siebie, podnóżek się zapada.
- Dobra - idź - przytrzymam rower.
Wąska polna droga wijąca się serpentyną wśród pól.
Samochody,żeby się wyminąć przystają.
Taki kanion.. a na zboczach najzieleńsze trawy i łany zbóż tańczące w słońcu na błękitnym niebie i tylko śnieżnobiałe obłoki jak barany pasą się beztrosko..
nawołujące się ptaki - melodia najpiękniejsza..
Zapach lata.. popołudnie..
:)
Właściwie niosę mu rower , niewygodnie prowadzić takie maleństwo..
Kroczy za mną pod górę z głową spuszczoną i wzrokiem wbitym w czubki palców.
Chyba ze zmęczenia nie ma już nawet siły narzekać.
Zatrzymałam się koło swojego roweru.. nagle - zza zakrętu wyłania się samochód i z pełną prędkością jedzie wprost na nas - jakbyśmy byli niewidzialni..
Co jest?
Nie wiem co zrobić - rzucić rowerem którego jeszcze nie zdążyłam postawić.. Zamarłam.
Sabina zakleszczona między rowerami, Szymon drepcze jeszcze za mną....
Pomyślałam tylko:
Kurwa mać... to "już". - bez żalu.
Nasz przeraźliwy krzyk przeciął niebo na pół.
Samochód jak rażony: prawo-lewo-prawo.
Otulił mnie obłok pyłu i nie widziałam już nic.. słychać tylko szum rozpędzonych kół na ubitej drodze..
I..
Wszystko ucichło.
Kurz zaczął powoli opadać..
Zatrzymał się centymetry przed nami.
Powoli wypuściłam powietrze z płuc...Jeszcze "nie teraz".
Zaskoczyło mnie - kto mi właśnie teraz przyszedł na myśl.
Fura z czterema wyluzowanymi pasażerami wycofała i wyminęła nas..
ze środka poleciały soczyste epitety i ruszyli dalej pędząc jak pędzili.
A-aaaaaa!
Marta w przyczepie nawet się nie obudziła.. Szymon za plecami pyta dlaczego krzyczymy i czemu nie jedziemy i czemu tak kurzą? Nieświadomy niczego wsiadł na rower..
W milczeniu ruszyłyśmy za nim.
Po kilku kilometrach:
- Marta.. kUrwa zginęlibyśmy tam wszyscy!
- Żyjemy.
- Jakimś cudem..
- Jest dobrze.




Kierujemy się nad Jezioro Wdzydze.
Na jednym campingu odmawiają nam przyjęcia z powodu: braku kluczy do łazienki. Wszystkie wydali. Brak miejsc.
HEKTARY pola i lasów żeby się rozbić...ale cóż - każdy musi mieć swój prywatny kluczyk na sranie i już.
Trzeba coś znaleźć na nocleg.. już późno.
Kierują nas na dziką miejscówkę, chwile się zastanawiamy..ale sąsiaduje z "domkami" a już słychać, że jakaś elita "disco" się bawi, od drugiej strony polana i ulica - nie.
Kierujemy się na "Cypel". Przyjmą. :)
Piękny wieczór.
Poznajemy wspaniałą parę - około sześćdziesiątki opowiadali o swoich podróżach: pociągami, samochodem osobowym a od kilku lat camperem.
Całe życie podróżują...przychodzi czas, godzina, rzucają wszystko i jadą...
:)


Kategoria wypady



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!